Skocz do zawartości

Sztrafbatalion


grba

Rekomendowane odpowiedzi

„Karny batalion” oczami historyka

Obejrzałem film „Batalion karny”. Bardzo dobry film. To taka zła, straszna baśń o wojnie. Wcześniej mocno faszerowali nas dobrymi propagandowymi bajami, teraz przyszedł czas na straszne baśnie, dobrze wyreżyserowane i świetnie zagrane przez popularnych aktorów.

Na początek chcę przypomnieć, jak w rzeczywistości wyglądała sprawa z żołnierzami batalionów karnych. Rozporządzenie o batalionach karnych wydane zostało na bazie słynnego stalinowskiego rozkazu nr 227 i podpisane przez zastępcę komisarza ludowego obrony Georgija Żukowa 26 września 1942 roku. Przystąpiono do wykonania go formując karne bataliony i pułki. Czas przebywania w nich trwał od 1 miesiąca do 3 miesięcy. Do batalionu wysyłał dowódca dywizji lub brygady, do roty kierował dowódca pułku. Batalion liczył 800 ludzi, rota 150-200. Do batalionu kierowano ukaranych oficerów, do roty szeregowych i sierżantów. Tracili przy tym wszelkie wcześniejsze stopnie, odznaczenia i otrzymywali nowy stopień: szeregowy karnej roty (lub batalionu).

Po trzymiesięcznym pobycie w karnym batalionie lub po ranie otrzymanej w walce lub po śmierci w walce, po szczególnym wyróżnieniu się, uwalniano od kary, przywracano żołnierzowi stopień, odznaczenia i kierowano z powrotem do swojego oddziału. W filmie szeregowy Sawielij Cukerman będący dwukrotnie ranny, z powrotem wrócił do batalionu karnego. To czysty wymysł, ale reżyser chciał pokazać, że nikt żywy sztrafbatalionu nie opuścił i to ma symbolizować zdesperowanie bohaterów.

W karnych oddziałach wszyscy dowódcy i komisarze polityczni (od października 1942 r zastępcy polityczni) byli „praworządnymi” żołnierzami, tak więc „sztrafnik” Twierdochlebow nie mógł w rzeczywistości dowodzić karnym batalionem (a w ostatnim odcinku brygadą). W rzeczywistości zgodnie z rozporządzenie o karnych batalionach i rotach czynnej armii, dowódca i komisarz batalionu mogli rozstrzeliwać na miejscu odmawiających wykonania rozkazu a także przedstawiać do odznaczeń i udzielać nagród.

Dowódca i komisarz wydzielonej armijnej roty karnej podlegał władzy dowódcy i komisarza pułku. Oprócz oficerów kadrowych w karnych oddziałach, do dowodzenia pododdziałami wyznaczano sierżantów kadrowej części armii. Nie było sytuacji by dowódców pododdziałów (nieoficerskich) mogli wybierać między sobą „sztrafniki”, którzy mieli stopień kaprala lub sierżanta.

Wszystkim będącym w stałej służbie w oddziałach karnych, czas służby na stanowiskach dowódców, oficerów politycznych dowodzących oddziałami armii czynnej, liczono miesiąc za dwa. Oprócz tego, za każdy miesiąc w składzie karnych oddziałów wypłacano pensję za 6 miesięcy.

Trzeba dodać, że do sierpnia 1943 roku trybunały skazywały na służbę w oddziałach karnych także kobiety, potem ludowy komisariat sprawiedliwości w tajnej dyrektywie uznał to za błąd.

Oddziały karne Armii Czerwonej istniały od sierpnia 1942 do maja 1945 roku. W tym okresie według zachowanych w archiwach danych statystycznych zmieniała się liczba żołnierzy w karnych jednostkach:
1942 – 24 993
1943 – 177 694
1944 – 143 457
1945 – 81 766

Według oficjalnych danych przez oddziały karne składające się z żołnierzy i oficerów czynnej armii w czasie wojny przeszło ok. 428 tysięcy ludzi. Liczbę tę trzeba jednak uznać za zaniżoną, ponieważ nie zawiera w sobie więźniów, którzy pojawili się na froncie przed wydaniem rozkazu o karnych oddziałach. Konstanty Rokossowski napisał w pamiętnikach, jak na dowodzonym przez niego Froncie Briańskim przybyła brygada złożona z byłych więźniów i jak spokojnie przekazuje nam marszałek, brygada ta została skierowana do wykonania rozpoznania walką, to jest praktycznie skazana na pewną śmierć. Badacze z Wojskowego Instytutu Historii liczbę sztrafników-zeków (więźniów łagrów) oceniają na 1,5 miliona ludzi, ale i ta liczba jest prawdopodobnie zaniżona.

Ilu sztrafników zginęło nie wiadomo do dzisiaj. Według moich wyliczeń oceniam ich liczbę na wyższą od średniej ale nie mniejszą niż 60%, nie większą niż 2/3 składu oddziałów. W posiadanych oficjalnych danych w 1944 roku średnie straty miesięczne zmiennego składu oddziałów karnych wynosiły 10 505 ludzi, a stałego – 3 685 ludzi. Naocznie przekonujemy się, że nie policzono wszystkich strat zmiennego składu – rzeczywistych sztrafników. Stosunek między zmienną i stałą obsadą w karnej rocie lub batalionie nie wynosił 3:1 lecz 10:1. Straty kadry oficerskiej, sierżantów w karnych oddziałach wyglądają na wyższe niż były, a straty sztrafników zostały wzięte z sufitu.

Trzeba dodać, że do batalionów karnych kierowano także poborowych z ledwie co wyzwolonych okupowanych terytoriów; ich grzechem było tylko to, że byli pod niemiecką okupacją. Nieumundurowanych i nieuzbrojonych rzucano na bronione umocnienia przeciwnika. Te samobójcze ataki zostały opisane w wielu dokumentach i literaturze. Istniały także tzw. bataliony szturmowe, gdzie kierowano uwolnionych z niewoli oficerów zdegradowanych do szeregowca. Ich położenie niewiele różniło się od sztrafników, ale formalnie do sztrafników się nie zaliczali.

W filmie Nikołaja Dostala znajdziemy jeszcze sporo nieścisłości. Uwolnieni z łagru skazańcy trafiali do karnych oddziałów, ale nigdy nie trafiali do karnego batalionu lub do karnej roty z ukaranymi oficerami i krasnoarmiejcami; także więźniów politycznych zamkniętych z paragrafu 58 nie kierowano nigdy do oddziałów karnych, tak samo osoby nieprawomyślne. Nigdy nie zdarzało się, by do sztrafbatów trafiali agenci Smierszu; ci jeżeli nie zostali skazani przez trybunał na rozstrzelanie, to ludzie Abakumowa odsyłali ich na tyły do łagru lub więzienia. Nie chciano bowiem ryzykować by osoby będące w posiadaniu ważnych dla państwa tajemnic dostały się w ręce wroga; tak więc filmowy przypadek majora Charczenko nie mógł zaistnieć. Kłamstwem jest scena, w której sztrafnikom rozkazano przeczesywanie świeżo zdobytego na Niemcach miasta w poszukiwaniu Własowców i innych pomocników wroga. Oczywiście chciano w filmie przypomnieć o sprawie własowców, ale zrobiono to w kilku niezręcznych scenach.

Wszystko to wynika ze stanu wiedzy autora scenariusza Eduarda Włodarskiego i reżysera Nikołaja Dostala, z wykorzystanych dokumentów, z ich lektury. Co prawda pod koniec filmu przypomnieli niezwykłą listę oddziałów karnych Armii Czerwonej, ale sami umówili się, żeby w jednym oddziale umieścić skazanych żołnierzy i oficerów, ludzi wyzwolonych spod okupacji, politycznych, wreszcie prawosławnego popa jawnie głoszącego Słowo Boże – w rzeczywistości jego apostolstwo skończyłoby się najpóźniej po pół godzinie wraz z pojawieniem się „Smierszu”. „Sztrafbat” miał być modelową miniaturą całej Rosji i prawdziwie pokazano, że władza wtedy patrzyła na cały naród jak na mięso armatnie, że zwycięstwo zostało osiągnięte dzięki takim ludziom, którzy jednocześnie byli słabi i mocni. Mocni, bo walczyli w nieludzkich warunkach, słabi bo się godzili sposób ich traktowania.

Zamykając omówienie dla zainteresowanych jeszcze jedna nieścisłość w filmie. Zawodowy złodziej, grany przez Jurija Stiepanowa, który schudł zresztą do tej roli 31,5 kg, wspomina jak to kiedyś zabił przy skoku na kasę. Dla prawdziwego zawodowego złodzieja jest to niemożliwe, „złodziej w prawie” nie powinien przelewać krwi, dlatego jego postać jest nieprawdziwa.

W jednej z filmowych bitew, w 1943 r., sztrafnikom przydzielono baterię „czterdziestek-piątek” chociaż dywizja na stanie miała już działa 76 mm. Działo 45 mm było wtedy bezużyteczne, nie radziło sobie z wzmocnionym pancerzem zmodernizowanych niemieckich czołgów, jednak w legendzie „czterdziestka-piątka” jest działem, które wybawiło piechotę od wrogich czołgów w 41 i 42 roku i dlatego scenarzysta, reżyser koniecznie chcieli o tym przypomnieć. Niemcy w rzeczywistości nie mieli wydzielonych pułków pancernych, które miałyby znajdować się w rezerwie armii.

Nieprawdopodobny jest też epizod zdobywania magazynu żywnościowego, przy czym bezmyślnie giną sztrafniki. W armii niemieckiej sprawy wyżywienia i zaopatrzenia wojska stały już wtedy na froncie wschodnim skrajnie źle; żołnierze byli zmuszeni łapać po wsiach kury, szukać jajek a kawałek wędzonej kiełbasy był rzadkim delikatesem (pisze o tym w pamiętnikach feldmarszałek Manstein). Niemożliwe jest,, by niemieckie dowództwo zapomniało o strategicznym magazynie żywnościowym zaopatrującym cała Grupę Armii „Środek” wypełnionym rumem i innymi delikatesami, a na pewno nie z dwuletnimi parówkami, bo te dawno by już zaśmierdły. Wołodarski z Dostalem musieli zaprezentować diabelskie kuszenie dobrami materialnymi, których symbolem był ogromny magazyn żywności i który w filmie został porównany do samego diabła.

Boris Sokołow

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
  • 1 month later...
  • 1 month later...

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie