Skocz do zawartości

ranni żołnierze w Trzeciej Rzeszy


marecki.

Rekomendowane odpowiedzi

Straty Niemców podczas wojny wyniosły 3,25 mln zabitych wojskowych.
Rannych
jest zwykle kilkakrotnie więcej niż zabitych (przynajmniej 2-3x). Zawsze
mnie w związku z tym ciekawiło w jaki sposób Niemcy przygotowywali się
do
wojny w logistyce szpitalnej. Ilu mieli lekarzy (głównie chirurgów)? Ile
przygotowali miejsc w szpitalach? Czy ranni byli leczeni wyłącznie lub
głównie w szpitalach polowych? Pamiętać też należy o rehabilitacji
licznych
rannych. Hitler te sprawy znał, bo był żołnierzem I wś, zresztą
długo
leczonym i rehabilitowanym po gazie bojowym. Nie zaczyna się wojny bez
przygotowania zwłaszcza zaplecza szpitalnego. Pamiętać też trzeba, że
istniejące szpitale cywilne miały na głowie cywili, którzy też
przecież
chorowali. Ja jestem ciekaw zdania ludzi z forum na ten temat. Wiem bowiem, że
liczni z was przeryli wiele publikacji i dokumentacji na różne tematy
związane z II wś.
Ja się spodziewam, że ciężkie przypadki ran musiały być leczone na
bliskim
zapleczu frontu, bowiem ciężko rannych nie należy zbyt daleko
transportować.
Niemniej jednak poczytując dawniej różne wspomnienia ludzi z okresu II

pamiętam, że przez Polskę przejeżdżały liczne składy pociągów z
rannymi na
froncie wschodnim. Sama Polska miała wątłe zaplecze szpitalne i Niemcy
niewielu rannych mogli u nas leczyć. A pamiętać trzeba, że stale było
wielu
Niemców rannych w wyniku walk z partyzantami. Gdzie ich zatem leczono? Pod
namiotem lub w ruskiej kurnej chacie?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W moim mieście był w czasie wojny taki szpital wojskowy.
Niemcy umieścili go w budynku szkoły, a na przeciwko był cmentarz ewangelicki na którym pochowano kilku zmarłych żołnierzy. Na pewno w innych miastach tez były
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tym celu Hitler przeprowadził akcję eutanazji czyli zagłady osób chorych umysłowo. Do domów wysyłano zawiadomienia śmierci na wskutek zapalenia płuc" a w rzeczywistości chorych zagazowano w specjalnie do tego celu przerobionych pojazdach.W ten sposób uzyskano" łóżka, lekarzy i pielęgniarki...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No nie do końca bym się zgodził z tym co napisałeś z pozyskiwaniem nowych łóżek i miejsc, ponieważ Hitler starał się homoseksualistów, osoby umysłowo chore , odmieńców wyeliminować ale nie zyskiwał dzięki temu nowych miejsc. Z tym że do rodzin wysyłano zaświadczenie, że ktoś umarł na zapalenie płuc itp. to akurat prawda. Osoby te przetrzymywano najczęściej w szpitalach lub specjalnych ośrodkach natomiast ich śmierć była najczęściej fałszowana, ciała jak kiedyś czytałem wywożone były na wózkach do bielizny. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście mówimy o akcji T4. W 1946 roku przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym toczył się osobny proces lekarzy w wyodrębnionym procesie towarzyszącym przed Amerykańskim Trybunałem Wojskowym Nr. 1 w Norymberdze - wśród 27 sądzonych lekarzy niemieckich 7 zostało skazanych na śmierć przez powieszenie, 5 na karę dożywocia, 2 na 20 lat więzienia, 1 na 15 lat więzienia oraz 1 na dziesięć lat. Pozostałych lekarzy uniewinniono. Dodatkowo toczyły się w innych miastach procesy lekarzy i głównych wykonawców akcji T-4. Oskarżonymi byli: Paul Nitsche - w 1946 skazany na karę śmierci przez trybunał radziecki w Dreźnie. Friedrich Mennecke i Hermann Pfannmüller - w 1946 skazani na karę śmierci przez sąd niemiecki we Frankfurcie. Mennecke zmarł w 1947 w więzieniu a Pfannmüller, po ponownym rozpatrzeniu sprawy przez sąd, został skazany na 6 lat więzienia. Werner Heyde i Alfed Tillman - popełnili samobójstwo przed procesem przed sądem we Frankfurcie. Karl Brandt - osobisty lekarz Hitlera, skazany w 1947 na karę śmierci. Bernard Bohne i Josef Mengele - uniknęli odpowiedzialności uciekając do Argentyny. Hans Hefelman, zastępca Victora Bracka (kierującego wydziałem 2 w Kancelarii Führera, zajmującym się od 1934 przygotowaniami i planowaniem akcji T4) - sąd z braku dowodów nie wykazał winy oskarżonego i zawiesił proces na czas nieokreślony.( za http://www.vaterland.novacomp.pl/akcja_tr.html)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odpowiedź na pytanie mareckiego nie jest prosta. Jest to bardzo obszerny temat i nie wiem, czy w ogóle powstała jakaś syntetyczna praca na ten temat. Ja mogę służyć pewnymi przykładami, które znam.

a) odnośnie kampanii wrześniowej

We wspomnieniach Ericha Mende (późniejszy wicekanclerz RFN), który we wrześniu '39 był podporucznikiem i dowódcą plutonu w 84 gliwickim" Pułku Piechoty, który walczył na na początku wojny na Górnym Śląsku, znajdujemy następujący opis (wydarzenia z 3 IX 1939 r.):

Wykorzystywaliśmy małe piaskowe doły, aby osłonięci płachtami namiotowymi, zdrzemnąć się i wyczekiwać poranka. Widocznie o świcie nasze ruchy musiały zostać dostrzeżone. W każdym razie dokładnie na pozycje zajmowane przez kompanię spadł ogień artylerii. Ogniowy napad zrywał całe ściany piasku, wokół naszych uszu wirowały kamienie, rośliny i plandeki namiotów. Znów kolejny przenikliwy okrzyk: „Pomocy, sanitariusz, pomocy!” Dwóch moich żołnierzy zostało ciężko ranionych odłamkami pocisków artyleryjskich. Mnie samego też dosięgło kilka odłamków – zostałem trafiony w ramię i w prawą rękę i przez masy piasku [Brustquetschung]. Gdy zostałem położony na płachcie namiotowej, moja pierwsza myśl była następująca: „Jesteśmy widocznie pechową kompanią, wczoraj dopadło to porucznika, a dziś ciebie!” Nastał dzień, była niedziela, 3 września, przekazałem jeszcze dowodzenie kompanią adiutantowi batalionu, porucznikowi Schroekerowi, i zostałem zaniesiony do punktu opatrunkowego pułku. Tam po pierwszym opatrzeniu ran zasnąłem.
Lekarz sztabu Dr. Jüttner obudził mnie, gdy słońce było już wysoko na niebie. „Poruczniku Mende, zostanie pan teraz przewieziony do głównego punktu opatrunkowego, dla pana na razie wojna się skończyła. To nie jest groźne, proszę być spokojnym, inni mają gorzej! Zobaczymy się z pewnością ponownie za kilka tygodni!”
Z kartką adresową, na której było nazwisko, numer poczty polowej i stopień doznanych ran, zostały załadowane cztery mary w tzw. sanki- cięższe przypadki na dole, lżejsze na górze. Miałem miejsce przy okratowanym oknie, z którego mogłem obserwować drogę. Odjechaliśmy, najpierw do głównego punktu opatrunkowego dywizji, wielkiego namiotu w lesie pod Orzeszem. Tam usłyszałem jeszcze, że pułk był w płynnym ataku na Tychy. Polacy opuścili w nocy umocnienia graniczne pod Mikołowem. Pułk jeszcze po południu dotarł do miasta Tychy.
Na głównym punkcie opatrunkowym szło się od razu pod nóż. Odłamek granatu z prawej łopatki został usunięty, co pozostawiło długą na 10 centymetrów i głęboką ranę mięśnia. Chwała Bogu, odłamek utknął w łopatce. Na [Brustquetschung] był wilgotny okład, tak że na odcinku od szyi do żołądka byłem zawinięty jak mumia. Po krótkiej przerwie pojechałem późnym popołudniem dalej przez Gliwice w kierunku Zabrza."

[Erich Mende, Das verdammte Gewissen. Zeuge der Zeit 1921-1945, München 1982, s.80-81]


b) odnośnie frontu wschodniego

1) W książce Jana Krupskiego i Ewy Jeleń Stacja końcowa Zakopane" (Warszawa 1999) jest informacja, że zimą 1941/1942 do Zakopanego przychodziły kolejowe transporty żołnierzy z frontu wschodniego z odmrożeniami (część z nich zmarła). Byli oni rozmieszczani w zakopiańskich sanatoriach

2) Podczas oblężenia Wrocławia w 1945 r. ranni, którzy wymagali długotrwałego leczenia, byli ewakuowani drugą powietrzną (dopóki istniał powietrzny most). Inni (lżej ranni lub po zakończeniu powietrznego mostu z powodu zdobycia lotniska na Gądowie Małym przez Rosjan) przebywali w lazaretach, urządzonych m.in. w słynnych wrocławskich bunkrach - na Ładnej (Fritz-Geisler-Bunker), Słowiańskiej (Elbingbuner) i pl. Strzegomskim (Striegauerplatz-Hochbunker), lazaretach podziemnych (pod pl. Solnym, pl. Czerwonym, Nowym Targiem i Dworcem Głównym), pomocniczych punktach medycznych (Sanitätsstützpunkte) - m.in. w Piwnicy Świdnickiej pod Rynkiem i w gmachu głównym Uniwersytetu itd.


Odnośnie rehabilitacji rannych żołnierzy - wykorzystywano do tego często sanatoria (np. na Dolnym Śląsku jest ich całkiem sporo uzdrowisk).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli mówimy juz o rehabilitacji rannych żolnierzy niemieckich warto zajrzeć tutaj http://www.vaterland.novacomp.pl/galeria/Galeria%2021/album/index.html. Owe zdjęcia przedstawiają Rekonwalestencję żołnierzy niemieckich w sanatorium w Danii.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To bardoz interesujący temat ale jakoś nigdy nie rpzyszedł mi do głowy. Cóz...napewno wszystkie sanatoria były zajęte...tak samo jak i wiele szpitali. Podczas wojny pełno było jednak szpitali w zaimprowizowanych punktach... Np: w Łukowie taki spzital był w budynku teatru, i nie jestem pewien ale wydaje mi się że i w budynku Liceum...a do tego był jeszcze normalny szpital a miasto po wymordowaniu ludności żydowskiej mogło liczyć ok 7tyś. mieszkańców. To daje do myslenia. Skala musiała być ogromna.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niedaleko miasta Halle/Saale (de) w czasie wojny znajdowało się wielkie lotnisko wojskowe, z równie wielkim stacjonarnym szpitalem skrytym w lesie. Teraz na terenach b. lotniska jest dzielnica mieszkaniowa Neustadt. Szpital działa dalej obsługując cywilów. Ciekawostką jest, że sklep dla pacjentów prowadzi sprzedaż alkoholi (to pozostało chyba z czasów wojny).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie